Jachtserwis.pl - Portal Żeglarski - Barlovento II osiągnął  rekordową pozycję 82°10,554 N – 60°48,020 E https://dpmptsp.pareparekota.go.id/sdemo/
Rejsy

Pierwszy jacht pod polską banderą który dotarł tak daleko na północ.

barlevento II 

galeria zdjęć

 

Uczestnicy wyprawy Sekstant Expedition 2013 wyruszyli w czerwcu na daleką północ – wokół Nowej Ziemi i archipelagu Ziemi Franciszka Józefa (najbardziej na północ wysuniętego punktu kontynentu europejskiego). Przez dwa miesiące zmagali się rozmaitymi problemami i odkrywali ziemie, na które nie zapuszcza się wielu żeglarzy. Po opuszczeniu Gdyni „Barlovento II” napotkał trudne warunki pogodowe. Północny sztorm z wysokimi falami przytrzymał jacht przy wybrzeżu. Załoga ciężko zniosła pierwsze mocne kołysanie, więc kapitan Małgorzata Czarnomska postanowiła zawinąć na Hel, by przeczekać niekorzystną aurę. Około 10 mil przed łotewską Lipawą pogorszyła się widoczność. Mgła była tak gęsta, że zarząd portu nie pozwolił na podejście. W końcu „Barlovento” mógł zacumować i uczestnicy rejsu wzięli długo wyczekiwany prysznic.

Trudnym zadaniem okazało się tankowanie paliwa. Stacja benzynowa była daleko, więc załoga postanowiła skorzystać z wózków sklepowych, na które załadowała sześć kanistrów. W ten sposób po trzech kursach zbiornik był pełen. Następnego dnia jacht skierował się do Tallinna. Żegluga tym razem była spokojna. Wiało niewiele, więc łódź dość długo płynęła na silniku. 10 czerwca „Barlovento” zacumował w marinie Vanasadama w Tallinnie, gdzie został powitany przez ambasadora RP, 24 członków klubu Pro Polonia oraz przedstawicieli Estońskiego Centrum Szkolenia Żeglarskiego STA. Przybyciem polskiej załogi zainteresowały się także lokalne media. Załoga zwiedziła miasto w towarzystwie polskiej przewodniczki i już następnego dnia oddano cumy. Morze przygotowało wymarzone warunki: powiało od rufy. Jacht zaczął szybko zbliżać się do Petersburga. Niecałe dwa dni później ekipa rzuciła cumy w petersburskiej marinie, gdzie nastąpiła pierwsza zmiana załogi. Drugi etap rozpoczął się od nocnej żeglugi. Na pokład zaokrętował się pilot, który pomógł przemierzyć wody Petersburga. Mosty tego miasta otwierają się jedynie nocą, a na rzece występuje silny prąd. Ale zaletą nocnego płynięcia jest możliwość podziwiania pięknie podświetlonych pałaców i krążownika „Aurora”. Tuż przed wyjściem na jezioro Ładoga pojawiły się pierwsze problemy. Przestał działać alternator, który odpowiada za ładowanie akumulatorów. Awaryjnie na pokładzie znajduje się agregat prądotwórczy, ale nie może on być jedynym źródłem zasilania. Z usterką jacht dopłynął 18 czerwca do Szlisselburga. Ściągnięto mechanika, ale niestety, nie był to koniec kłopotów. Na zdrowiu podupadła kapitan Czarnomska, więc dalsze losy rejsu stanęły pod znakiem zapytania. Naprawa agregatu się przeciągała. Szczęśliwie zawsze można liczyć na przyjaciół – Daniil Gavrilov, szef firmy RusArc, zawrócił z trasy swojego rejsu i przypłynął po polską załogę, by wziąć ją na hol. Razem wyruszyli na wyspę Koniewiec na Ładodze. Po drodze okazało się, dlaczego agregat nie działa. Spalił się regulator napięcia, którego niestety w Rosji nie potrafili naprawić. Trzeba było sprowadzić nowe urządzenie z Polski. 20 czerwca „Barlovento” ruszył w kierunku ujścia rzeki Svir. Stan zdrowia kapitan Czarnomskiej niestety się nie poprawił, więc zapadła decyzja o jej powrocie do kraju. Postanowiono, że w dalszej żegludze funkcję kapitana przejmie Paweł Ołdziej z załogi jachtu „Lady Dana 44”. W piątek 21 czerwca „Barlovento” dopłynął do rzeki Svir, gdzie rozpoczęła się podróż pod mostami i przez śluzy. Dwa dni później na jacht dotarła przesyłka z regulatorem napięcia. Na razie jednak załoga musiała się spieszyć, aby zdążyć odstawić kapitan na samolot. W Pietrozawodsku rzucili cumy 25 czerwca. Przyszedł czas pożegnania z kapitan Czarnomską i wreszcie udało się naprawić agregat. Pod nowym dowództwem jacht dopłynął do Kiży, najważniejszej wyspy archipelagu zwanego Kiżskie Szkiery. Załoga zwiedziła skansen z drewnianą architekturą sakralną. Na ogromnej powierzchni jest tam aż 87 budowli z okresu od XIV do XX wieku. Kiedy cerkwie zostały za rufą, pojawiły się drobne problemy z rollerem przedniego żagla, ale usterkę udało się szybko usunąć. Pogoda była piękna, więc ekipa zatrzymała się w zatoczce na kąpiel i pływanie pontonem. Na kursie Kanał Białomorsko-Bałtycki. Ma on aż 227 km długości. Aby go przepłynąć, trzeba pokonać 18 śluz. Polska załoga potrzebowała na to trzech dni. Następnie pożeglowała w stronę Wysp Sołowieckich. Pierwsze mile na Morzu Białym były dla żeglarzy bardzo pozytywne. Płynęli jednym halsem, z postawionymi bezanem, grotem i genuą. Przy wietrze do 20 węzłów jacht rozwijał prędkość 8, 9 węzłów. Po obejrzeniu klasztoru na Wyspach Sołowieckich popłynęli do zatoki Kandałaksza i zacumowali w miejscowości Sonostrov. Jest tam baza rybołówstwa i hodowla małż – ekipa załapała się na talerz świeżych owoców morza oraz na kąpiel w gorącej bani. Po tych przyjemnościach ruszyli w dalszą drogę do Archangielska. Na tej szerokości geograficznej od zachodu do wschodu słońca mija ledwie godzina. Arktyczny klimat był coraz bardziej odczuwalny. W Archangielsku zakończył się drugi etap wyprawy. Na jacht przybyła nowa załoga i kapitan Maciej Sodkiewicz. Przez weekend trwały przygotowania. Zatankowano paliwo i zrobiono zakupy, wykupując cały zapas pieczywa z pobliskich sklepów. W końcu obrano kurs na Arktykę. Jeszcze w delcie Dwiny okazało się, że znów są problemy z ładowaniem akumulatorów – alternator przestał wytwarzać prąd. Na szczęście Maciej Sodkiewicz przywiózł zapasowe urządzenie. Na „Barlovento II” postawiono spinaker i jacht pożeglował z prędkością 7 węzłów, szybko posuwając się na północ. 9 lipca wyprawa przekroczyła koło podbiegunowe. Przez następne kilka dni załoga w ogóle nie zobaczyła zachodu słońca. Posuwając się na północ, żeglarze wpłynęli na wody Morza Barentsa. Trafili tam na gęste niskie chmury i wysoką martwą falę. Niestety, pomimo pomocy ze strony jachtu „Lady Dana 44”, nie udało się usunąć usterki ładowania akumulatorów. Zaczęto oszczędzać prąd, żeglując głównie za pomocą odbiornika GPS i papierowej mapy. 16 lipca „Barlovento” dotarł do Ziemi Franciszka Józefa. Polacy podziwiali z pokładu pierwsze pola lodowe. Jacht zatrzymał się na Wyspie Hookera, gdzie załoga mogła dłużej odpocząć na lądzie. Zwiedzili zamkniętą od 1958 roku stację badawczą, a za pomocą kajaków i pontonu eksplorowali góry lodowe. Testowano też napoje z lodem prosto z lodowca. Przez kolejne dni „Barlovento” posuwał się na północ, aż w końcu przekazano informację o przekroczeniu 82 stopnia szerokości geograficznej północnej. Za rufą pozostała Wyspa Rudolfa, najdalej na północ wysunięty skrawek Europy. Lód zrobił się zwarty, a wiatr zaczął się wzmagać. Kapitan przekazał informację: „Wracamy na południe tak szybko, jak to możliwe. Zrobiło się dużo zimniej, odkąd zaczął wiać silny wiatr”. Ewa Skut z Wrocławia przekazała informację, że „Barlovento II” osiągnął rekordową pozycję (82°10,554 N – 60°48,020 E), stając się pierwszym jachtem pod polską banderą, który dopłynął tak daleko na północ (w 2006 roku do szerokości 82°00,24 N dopłynął jacht „Panorama”). Droga powrotna przez Morze Barentsa była ciężka. Załoga zmagała się z niżem, który przyniósł chłód i deszcz, oraz ze zmiennym wiatrem. 28 lipca jednostka dopłynęła w okolicę Półwyspu Kolskiego, gdzie żeglarze zobaczyli pierwszy zachód słońca od niespełna miesiąca. „Barlovento” zacumował przy pirsie węglowym w Murmańsku. Daniil Gavrilov, organizator Regatta Adventure Race 80, a także kapitan duńskiego jachtu „Anne Margaretha”. Jeszcze wtedy nie wiedzieli, że od 12 dni stoi tutaj aresztowany niemiecki jacht „Dagmar Aaen”. Choć załoga miała oficjalne rosyjskie pozwolenia oraz rosyjskiego pilota na pokładzie, władze portowe Murmańska uznały, że jednostka ta nie może popłynąć w kierunku Ziemi Franciszka Józefa. Polska załoga został posądzona o nielegalne żeglowanie w tym rejonie. Okazało się, że rosyjski resort transportu nie opracował procedur pozwalających zagranicznym jednostkom przekraczać wody przybrzeżne w celu żeglugi po otwartych wodach terytorialnych Rosji. Na pokładzie rozpoczęło się przeglądanie dokumentów, dziennika, map, raportów. W ciągu dnia załodze udało się zwiedzić miasto i zrobić zakupy dla ekipy czwartego etapu. Niestety, zaraz potem na pokład zawitali przedstawiciele administracji. Załoga wraz z kapitanem została zabrana do siedziby rosyjskich służb na indywidualne przesłuchania. Przesłuchiwany był również Kajaki świetnie sprawdziły się na dalekiej północy.  Pod wieczór wszyscy zostali zwolnieni. Skończyło się na kilku mandatach i zakazie opuszczania przybrzeżnej strefy 12 mil morskich. Kapitan Maciej Sodkiewicz jak najszybciej oddał cumy i wypłynął z nieprzyjaznego portu. Jacht zaczął się posuwać na wschód, wzdłuż północnych wybrzeży Półwyspu Kolskiego. Minął wschodni kraniec półwyspu Kanin. W nocy do jachtu zbliżyła się jednostka służb granicznych. Oficerowie weszli na pokład i przeprowadzili kontrolę. Na szczęście wszystko wypadło pomyślnie. Wrócili na swoją łódź, ale pozostali w pobliżu. Dopiero gdy „Barlovento” wyszedł na wody Morza Peczorskiego, pogranicznicy odpłynęli w swoją stronę. Losy wyprawy można śledzić na stronie rosyjska-arktyka.pl. Magazyn „Wiatr” jest patronem medialnym rejsu.

Kamila Ostrowska

Copyright © 2012-2024. All Rights Reserved.



-->